Fotowoltaika dachowa – taniej znaczy drożej!

Na co zwrócić uwagę przy wyborze fotowoltaiki?
Nastał ten dzień, w którym postanowiłem założyć instalację fotowoltaiczną na dachu swojego domu. Dojrzewałem do tej decyzji ponad 3 lata, zbierałem informacje z Internetu, rozmawiałem z posiadaczami fotowoltaiki, a nawet odwiedziłem targi branżowe. Uzbrojony w „potężną” wiedzę i zdecydowany na następny krok, w pierwszej kolejności postanowiłem obdzwonić lokalnych instalatorów i firmy polecone przez znajomych, którzy byli już posiadaczami fotowoltaiki. Potem wypełniłem kilka formularzy online, aby zebrać oferty z wielu źródeł. No i się zaczęło… Telefon i skrzynka e-mailowa rozgrzały się do czerwoności, telemarketerzy dzwonili bez poszanowania norm i zasad, codziennie otrzymywałem mnóstwo ofert, a po tygodniu miałem już tego dosyć.
Po części sam sobie byłem winien. Aby podjąć słuszną decyzję, z którą czułbym się dobrze przez wiele lat, chciałem „przepytać” jak najwięcej firm. W pierwszej fazie musiałem dokonać wstępnej eliminacji na poziomie ofert otrzymanych na e-mail, było ich w sumie ok. 30. Na tym etapie użyłem jako klucza jakości falownika, to znaczy odrzuciłem wszystkie oferty oparte na najtańszych chińskich falownikach i modułach spoza rankingu Tier-1, potem sprawdziłem KRS firm instalatorskich, ich historię oraz opinie w sieci. Wszystko skrzętnie odnotowałem w arkuszu Excel, i pogrupowałem oferty od najtańszych do najdroższych. Zwróciłem również uwagę na gwarancję i wiarygodność gwaranta.
W gronie pretendentów zostało 9 firm, moc docelowa instalacji miała wynieść 5 kWp, a ceny kształtowały się w przedziale od 28 000 do 36 000 zł. Rozstrzał z pozoru duży, ale miał swoje uzasadnienie. Falowniki, które pozostały na placu boju, pochodziły od producentów z Niemiec, Austrii, Izraela i USA, panele natomiast były chińskie lub niemieckie. W kolejnym etapie ponownie w ruch poszła tabela Excel – przy każdej z ofert wyszczególniłem dodatkowe wyposażenie inwerterów związanie z możliwością rozbudowy mojej instalacji w przyszłości i zwiększenie mocy. Chciałem, aby można było łatwo podpiąć system magazynowania energii, gdyż wiem, że niedługo tak jak w Europie Zachodniej, dotacje do tego typu inwestycji mogą sięgać nawet 100% (póki co w Polsce mamy realne 30% dofinansowania i nie zawsze opłaca się w to inwestować). Sprawdź >>
W kolejnym kroku przyjrzałem się gwarancjom, które wahały się od 2 do 25 lat, oraz formie ich rozpatrywania, jak również co jest w nich zawarte i jak dużo kruczków ukryto. Na tym etapie eliminacji pozostał tak naprawdę już tylko jeden instalator, który przedstawił mi ofertę w odmiennej technologii fotowoltaicznej niż pozostali. Opierała się ona na połączeniach równoległych (wszyscy pozostali robili to szeregowo). Ten rodzaj połączeń wiązał się również z kilkoma dodatkowymi prezentami, jakie amerykański producent sprzętu zawarł w pakiecie, a mianowicie okazało się że tzw. fotowoltaika niskonapięciowa operuje w zakresie prądów bezpiecznych – poniżej 50 V, a nie 500–600 V – jak konkurencja. Daje to zupełnie inny wymiar żywotności sprzętu i ryzyka. W zakresie prądów bezpiecznych nie może nastąpić iskrzenie, porażenie, przepalenie, a tym bardziej nie ma żadnej możliwości powstania pożaru.
W tym momencie zagłębiłem się w temat pożarów fotowoltaiki, przeglądając kilka stron internetowych i zdębiałem, czemu nikt z 30 oferentów nie powiedział mi że oferują oni panele fotowoltaiczne w klasie ogniowej C (palne), zamiast niepalnych paneli w klasie A? Chodziło oczywiście o cenę – panele typu glass-glass w klasie A są sporo droższe. Czemu nikt z instalatorów nie wspomniał o tym, że przy wysokich prądach stałych wymagany jest ciągły dozór i serwis, który jest kosztowny i ogranicza ryzyko pożaru? Czemu nikt nie powiedział, że nie da się wykonać prawidłowego serwisu termowizyjnego złącz paneli fotowoltaicznych na dachu? Czemu nikt nie powiedział, że w 2021r. zapaliło się ponad 700 instalacji fotowoltaicznych na polskich dachach?
Na chwilę wstrzymałem się w kwestii ostatecznej decyzji dotyczącej pokrycia dachu panelami słonecznymi. Moja wrodzona podejrzliwość kazała mi dociekać, dlaczego tylu instalatorów się myli, a jeden ma rację? Czemu dopiero teraz słyszę o fotowoltaice niskonapięciowej, skoro to takie genialne rozwiązanie? Gdy kilka dni później, przy okazji zakupów w lokalnym sklepie budowlanym, poruszyłem temat fotowoltaiki niskonapięciowej ze spotkanym tam znajomym elektrykiem, po wysłuchaniu mojej tyrady, lekko się uśmiechnął i powiedział, że on ma dokładnie taką fotowoltaikę niskonapięciową u siebie na dachu i żadnej innej na dach nie poleci. Wymienił też dodatkowy atut tego sytemu, jakim jest brak konieczności uziemienia oraz stwierdził, że gdyby on tworzył prawo w tym kraju, to zabroniłby wszystkich systemów fotowoltaicznych o napięciu powyżej 50 V na dachach.
Okazało się również, że ze względu na wymogi przeciwpożarowe i tzw. wymóg rapid shut-down w Stanach Zjednoczonych instalacje niskonapięciowe stały się jedynym dopuszczonym przez strażaków i elektryków systemem fotowoltaicznym. W zeszłym roku 7 na 10 dachów we Francji było pokrytych fotowoltaiką niskonapięciową, w Holandii 4 dachy na 10 są wykonane w tej technologii. To pokazuje, że po raz kolejny zostajemy technologicznie w tyle, a to co nowoczesne i rewolucyjne przychodzi z zachodu. Dowiedz się więcej >>
To spotkanie uspokoiło mnie i ugruntowało w przekonaniu, że podejmuję właściwą decyzję. Zdecydowałem się na fotowoltaikę niskonapięciową amerykańskiego producenta, którą zamontowała firma posiadająca największe doświadczenie w tego rodzaju instalacjach w Polsce. Moja instalacja kosztowała 36 000 zł i była pierwotnie najdroższą ofertą, jednak to co było zawarte w pakiecie sprawiło, że najdroższa oferta stała się najtańszą!
Swoją opowieścią chciałbym zachęcić wszystkich do głębszego spojrzenia na temat fotowoltaiki i technologii za nią ukrytej, o potraktowanie tematu poważnie i długofalowo z uwzględnieniem możliwości przyszłej rozbudowy mocy instalacji, montażu baterii, długowieczności systemu fotowoltaicznego związanego z niskimi lub wysokimi napięciami prądu stałego, koniecznością serwisowania oraz bezpieczeństwem pożarowym.
Stwierdziłem, że nie stać mnie na niepewne inwestycje, a za ceną końcową produktu w przypadku fotowoltaiki kryje się często dużo więcej detali technicznych niż początkowo sądziłem. Dwadzieścia procent różnicy w cenie, między najtańszą ofertą wysokonapięciową a najdroższą ofertą niskonapięciową, to niewielki koszt za spokój, bezpieczeństwo, trwałość i najlepszą technologię.